Do napisania tego rozdziału skłoniła mnie wizyta na kilku forach dyskusyjnych, oraz obejrzenie kilku filmów. Przypuszczam, że kiedyś powstanie cała witryna poświęcona tylko temu zagadnieniu. (uzupełniam tekst po kilku latach: powstała, link na końcu artykułu). Tytuł rozdziału jest nieco mylący, za co z góry przepraszam, ale nie wiedziałem, jak go nazwać. Nie chodzi mi tu o fobie tak, jak to definiuje medycyna. Uważam, że to „klasyczne” schorzenie da się doskonale wyleczyć terapiami dotyczącymi każdej innej nerwicy lękowej. Uzupełnianie niedoborów sprawi, że nie pojawią się ataki paniki, zaś stosowanie relaksacji mięśniowej przed rozmowami z ludźmi pozwoli stopniowo pozbyć się problemu. Należy tylko pamiętać, by zaczynać od małych rzeczy: pół godziny relaksacji, rozmowa, która normalnie byłaby stresująca, ale nie jakoś bardzo mocno (gwarantuję, że przy takim przygotowaniu pójdzie jak z płatka!), relaksacja po niej. Potem rozmowa nieco trudniejsza… na koniec będzie można stanąć przed całym tłumem ludzi, mówić przez mikrofon i dobrze się bawić. Proponuję jednak przeczytać tekst do końca, takie osoby też znajdą w nim mnóstwo wartościowych porad.
Ten rozdział chciałem jednak poświęcić problemowi znacznie trudniejszemu. Dotyczy on tych wszystkich ludzi, którzy nie tyle boją się rozmów, co po prostu… nie potrafią tego robić. W rezultacie owszem, są nieśmiali, ale nie wynika to z zahamowań, ale z tego, że dosłownie nie potrafią się wysłowić. Nie umieją rozmawiać.
Umiejętności społeczne i samotność
Na początek małe wprowadzenie. Swego czasu duże zamieszanie wywołała książka „Battle Hymn of the Tiger Mother”, co można z grubsza przetłumaczyć jako „Hymn bojowy tygrysicy – matki”. Chinka opisywała w nim, jak wychowuje swoje dzieci i jak robią to inne Chinki w USA. Zapewne zetknęliście się z „azjatyckimi cudownymi dziećmi”, grającymi w wieku 5 lat na pianinie utwory, które normalnie gra się w wieku lat 20, recytującymi całe książki na pamięć, może nawet niektórzy słyszeli opowieści o azjatyckich dzieciach mających najlepsze oceny w szkole. Mało kto jednak wie, czym to jest opłacone. Taki dzieciak siedzi w domu i uczy się, codziennie po 10 godzin, nie wychodzi, nie rozmawia z kolegami. Autorka opisywała, jak zagroziła swojej córce, że jeśli ta nie wygra bodajże olimpiady matematycznej, potnie jej nożem wszystkie pluszowe zabawki. Matka, własnemu dziecku!
W rezultacie mamy niezwykle mocno wykształconych Azjatów, będących mistrzami w swoich dziedzinach. Ale… tak, jest tu jedno bardzo duże „ale”. Oni za to zapłacili wysoką cenę. Brak kontaktu z rówieśnikami sprawił, że nie potrafią rozmawiać z ludźmi, nie są w stanie nawiązać kontaktów. Duże wrażenie zrobił na mnie opis biznesmenów koreańskich, którzy po pracy zachowywali się jak za przeproszeniem gówniarze, na przykład znęcali się nad najsłabszym fizycznie kolegą. Z takiego czegoś powinno się wyrosnąć w wieku 12 lat, nauczyć się wyższych form komunikacji. Oni tego nie zrobili, nie mieli jak. Sam kiedyś delikatnie skrytykowałem jednego z tych „cudownych muzyków”, zwracając mu uwagę na wadę postawy, która w przyszłości może doprowadzić do ciężkich problemów zdrowotnych. Zareagował jak ośmiolatek, zaczął na głos wykrzykiwać jaki jest super utalentowany, czego to on nie zrobił, kto go nie uczył… To nie jest „azjatycka mentalność”, oni naprawdę są dosłownie niedorozwinięci społecznie. Mamy niesamowicie wykształconego Azjatę, który nie jest w stanie wywalczyć miejsca w grupie, nie dostanie awansu, zawsze będzie pracował na innych. Doskonałego technicznie muzyka, który nigdy nie porwie tłumu, bo nie wie, co powiedzieć. Lekarza, od którego uciekają pacjenci. Ich matki i ojcowie zapomnieli o jednej ważnej rzeczy: wysiłek umysłowy podczas rozmowy z przyjaciółmi na imprezie jest tak potężny, że można go porównać do olimpiady matematycznej. To nie jest „po prostu gadanie”, to nauka wzorców zachowań w społeczności, znajdowania swojej pozycji, pomagania innym, walki.
W Europie raczej nie ma tego typu problemów, nikt niemal nie zmusza dzieciaków do tak ciężkiej pracy, kosztem kontaktów z rówieśnikami. Ale bardzo często zdarza się, że dzieciak zostaje odrzucony, albo też sam się wycofuje, bo woli na przykład gry komputerowe. Wszystko jest ładne i piękne do 16-18 roku życia, gdy nagle okazuje się, że umiejętność rozmowy, zwykłej rozmowy jest niezbędna do tego, by znaleźć dziewczynę czy chłopaka. Kobiety mają tu dużo łatwiej, gdyż po pierwsze (już wyobrażam sobie wrzask wściekłości feministek) dostają lalki do zabawy, co doskonale uczy podstaw komunikacji i nawet manipulacji drugą osobą, po drugie po prostu w genach mają o wiele lepsze umiejętności, na przykład kobieta o wiele skuteczniej umie czytać „mowę ciała”. Wydaje mi się, że znakomita większość osób z problemami społecznymi to mężczyźni, zresztą nawet w relacjach romantycznych to od mężczyzn oczekuje się inicjatywy w nawiązaniu kontaktu i umiejętności jego podtrzymania. Dlatego też ten rozdział będzie skierowany głównie do nich.
Jak pisałem, umiejętności społeczne niczym nie różnią się od innych, czy mówimy o języku, rysowaniu czy o grze na instrumencie. Tego wszystkiego trzeba się nauczyć, a potem trenować, trenować, trenować. Jeśli ktoś zamknął się w pewnym wieku na innych, albo został wykluczony społecznie, nie miał możliwości by ćwiczyć. Co gorsza, często dotyczy to osób mających graniczne objawy autyzmu, nie potrafili rozmawiać jako dzieci, gdyż mieli problem z interakcjami społecznymi. Zostali wykluczeni, co uniemożliwiło im dalszą naukę, a przecież właśnie oni musieli ćwiczyć dużo więcej, niż inni!
Bardzo ciężko w jednym, krótkim rozdziale opisać co zrobić, by wybić się z tej spirali odrzucenia, by nauczyć się rozmawiać i współistnieć z ludźmi. Wiem, że jest bardzo wiele osób, które nie mają nawet jednego przyjaciela, do których nikt od ponad roku nie napisał na facebooku, nie wysłał SMS. To MOŻNA zmienić. Wymaga to wyrzeczeń, wymaga pracy nad sobą, wymaga rezygnacji z wygodnej ucieczki do świata gier czy filmów i robienia rzeczy, które mogą boleć.
Jako że wiele takich osób gra w gry komputerowe, może porównam to do WoWa. Na początek robi się te podstawy. Potem stopniowo trzeba brać udział w rajdach, by zdobywać kolejne części uzbrojenia. Im ma się wyższy poziom (więcej lat), tym trudniejsze są rajdy (bardziej złożone interakcje społeczne). Gdy jednak przegapi się czas nauki, nagle będzie się paladynem na 80 poziomie w zbroi od vendora, którego nikt nie zechce na żaden rajd zabrać, bo nie będzie się sobą przedstawiać żadnej korzyści, a nawet można doprowadzić do porażki całego przedsięwzięcia (można wstydu w towarzystwie narobić). Innymi słowy, mamy na przykład 30 latka, który potrafi dogadać się z 15 letnim kuzynem, ale już nie z dorosłymi. Problem w tym, że ani ten 15 latek, ani dorośli nie zabiorą go na imprezę, bo na żadną z nich nie będzie pasował.
Kilka rad dla takich osób:
Po pierwsze, bądź atrakcyjny. Ludzie całkowicie inaczej postrzegają osobę, która jest ładna. Każdy, podkreślam, KAŻDY może mieć ładniejsze ciało niż ma. Oczywiście nie każdy będzie modelem, ale tu nie chodzi o to, by być najlepszym. Wielu „odrzuconych” wykształciło w sobie mechanizm obronny „po co coś robić, jak i tak nie będę w tym dość dobry”. To samo mogliby powiedzieć wszyscy super popularni faceci o twarzy jak z okładek „ah, i tak nie będę milionerem, po co z domu wychodzić”… tu tak naprawdę chodzi tylko o to, by być najlepszą wersją siebie, bo to TY masz mieć najlepsze możliwe życie, a nie ci do których się porównujesz.
Czyli: dbamy o strój, wyrzucamy podarte buty, pocerowane swetry, MYJEMY WŁOSY. Tak, to ważne. A także zaczynamy ćwiczyć na siłowni. To bardzo, bardzo ważna rzecz. Siła fizyczna po pierwsze czyni prawdziwe cuda z poczuciem własnej wartości, po drugie dobrze zbudowany facet będzie zupełnie inaczej odbierany tak przez kobiety, jak i przez mężczyzn, po trzecie to naprawdę bardzo proste i zdrowe. W kilka, góra kilkanaście miesięcy można stać się innym człowiekiem. I wcale nie trzeba zapisywać się do klubu, chociaż to wskazane, by przebywać wśród ludzi. Jeśli kogoś nie stać albo coś, zawsze może kupić sobie 2 hantle 15 kg, co wystarczy do „zrobienia” niemal wszystkiego.
Druga rzecz, uśmiechamy się do innych. Idąc sobie ulicą, po prostu co jakiś czas się uśmiechamy w przestrzeń. Można pomyśleć sobie o czymś przyjemnym, przypomnieć sobie jakąś wywołującą uśmiech sytuację. Po pewnym czasie dosłownie „oszukamy” nasz mózg i zacznie on uważać, że jesteśmy szczęśliwi. Zacznie on też odczuwać sympatię do otaczających go osób. To naprawdę tak działa, jeśli się do kogoś będziemy uśmiechać, to niejako na siłę go polubimy. W czasie rozmowy będziemy się zachowywać zupełnie inaczej.
Żeby nauczyć się rozmawiać, trzeba rozmawiać. Dużo i często. Spotykać się z ludźmi w grupach, spotykać się sam na sam, gadać, gadać, gadać.
Pierwsze pytanie, o czym? I tu trzeba znaleźć sobie hobby. Bardzo wielu facetów narzeka na to, że nie ma dziewczyny. Pytanie do tych nieszczęśliwców, a co możecie dziewczynie zaoferować? Co sprawia, że jesteście interesujący? O czym jej opowiecie? O swoim paladynie? O domku w minecrafcie? Kobieta potrzebuje kogoś, kto w jakiś sposób się wyróżnia z grupy, kto w jakimś aspekcie coś znaczy. I to jest naprawdę proste do osiągnięcia, jeśli ktoś nie marnuje całego swojego czasu, nie spędza 24/7 na graniu w gry czy oglądaniu kreskówek, wystarczy że będzie coś robił, cokolwiek. Przeglądam teraz mojego facebooka, patrzę na mężczyzn w związkach i na to, co ich wyróżnia, po kolei: muzyk po szkole muzycznej, początkujący pisarz, gość który przebiegł kilkadziesiąt maratonów, jest wegetarianinem i przeczytał setkę książek filozoficznych, drugi pisarz (nieważne, że jego „pisarstwo” to 3 opowiadania wydane online), gość nieźle grający na gitarze, facet który naprawdę dobrze rysuje i gra w zespole, gość biegający ultramaratony i mający bloga o turystyce, niezły kucharz, fotograf, programista który wydał kilka gier… plus całe mnóstwo osób, których hobby to życie społeczne, w grupie znajomych czują się jak ryba w wodzie, z każdym potrafią porozmawiać, takie „dusze towarzystwa”. Są też tacy, których wyróżnia po prostu bardzo ładna twarz i jako – tako umieją rozmawiać. Są nawiedzeni ekolodzy, którzy są marzeniem samotnych wegetarianek. Z pewnością jednak żaden z nich nie jest NUDNY, każdy potrafi w jakiś sposób zainteresować. Ma przynajmniej kilka tematów, na które chce i potrafi rozmawiać.
Hobby ma służyć przede wszystkim do tego, by poznawać nowych ludzi i mieć z nimi wspólne tematy (a dla niektórych bardzo ważne jest, by było drogą do poznania ewentualnej partnerki czy partnera). I tu naprawdę ciężko coś doradzić, bo każdy ma inne zainteresowania. Jeśli jednak ktoś nie wie, co chciałby robić, oznacza to zazwyczaj, że spędził ostatnie lata swojego życia przed komputerem i nie potrafi już zobaczyć nic interesującego offline. Trzeba się wyłączyć z sieci i wyjść z domu. Tak po prostu. Iść w jedno miejsce, w drugie, poczytać ogłoszenia na ścianach, trafić do jakiegoś muzeum, na wystawę, na koncert. Po kilku dniach z najzwyklejszej nudy coś wyda się interesujące i warte zaangażowania. Przykład z życia, moja ex interesuje się ziołami. Są grupy na facebooku, gdzie ludzie wymieniają się doświadczeniami, wklejają fotki tych chwastów i umawiają się na spotkania, na których łażą i dają się pokąsać przeróżnym owadom. Coś jak herbalizm w WoWie. Jeden mój znajomy wkręcił się w skały, dosłownie jak mining. Potrafi opowiadać o tym, co oznaczają dane formacje w jaskini, którą akurat zwiedzamy. Nie jest to co prawda takie „towarzyskie” hobby, ale można zabłysnąć na jakiś spotkaniu, zawsze to jakiś plus. Aha, siłownia to nie jest hobby tylko dbanie o siebie, tak jak chodzenia do fryzjera nie można nazwać „zainteresowaniem”.
Druga rzecz. Jak rozmawiać. Tego nie da się opowiedzieć, to coś, czego trzeba się nauczyć. Nie ma niestety odpowiedniego „podręcznika”, zresztą chyba nawet nie istnieje możliwość napisania takowego, to po prostu zbyt skomplikowane. Ale są ogólne wytyczne, których można się trzymać. I tu chciałem naprawdę gorąco polecić dwie książki. Pierwsza ma głupi i pretensjonalny tytuł, ale naprawdę warto ją przeczytać, „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi”. Nie ma tam opisanych żadnych psychomanipulacji ani tych wszystkich współczesnych coachningowych bredni, tytuł mocno zniechęca i sam autor żałował, że wydał ją pod właśnie takim. Jest tam mnóstwo prostych, genialnych rad, na przykład opisuje on, jak zdobył wielką sympatię jednego człowieka tylko przez to, że słuchał co tamten mówi. Prawie nic się nie odzywał, zadawał od czasu do czasu jakieś pytanie dotyczące tematu, a jego rozmówca stwierdził na koniec, że nigdy z nikim tak wspaniale mu się nie rozmawiało. To jest chyba najbliższe „podręcznika interakcji społecznych” z czym się spotkałem. Druga książka to „Mowa ciała” autorstwa Pease’ów. Tytuł mówi sam za siebie. Jakie gesty, które wykonujemy sprawią, że ludzie nas znienawidzą, a jakie, że nas pokochają? Co o nas myśli rozmówca? Co zrobić, żeby zaczął myśleć inaczej?
Ważny jest ton głosu. Sam miałem z tym bardzo duży problem, nauczyłem się mówić w mocno pretensjonalny, nieprzyjemny sposób. Sami siebie nie słyszymy. Dopiero ktoś zwrócił mi na to uwagę i wytłumaczył, co zrobić, jak akcentować wyrazy. Można spróbować nagrać się na jakieś urządzenie, mikrofon do komputera kosztuje tylko kilka zł. W moim wypadku po zmianie tonu głosu ludzie zaczęli pytać co się stało, że się taki miły i uprzejmy zrobiłem.
Mamy tematy do rozmowy, mamy przyjemny wygląd, mamy podstawy prowadzenia konwersacji. Co dalej? Potrzeba jeszcze dwóch rzeczy: śmiałości i sposobności.
Aby się ośmielić, najlepiej robić wszystko małymi krokami. Stopniowo przełamywać w sobie opór do rozmów z innymi, do tego dosłownie strachu przed konfrontacją społeczną. I to jest też dobra rada dla tych, którzy cierpią na „zwykłą” fobię społeczną, czyli potrafią wszystko robić, ale się tego boją. Na początek można po prostu być milszym dla kasjerów, rzucić jedno czy dwa słowo komentarza, nawiązać kontakt wzrokowy, uśmiechnąć się. Dobrym sposobem jest też pytanie ludzi na ulicy o to, jak gdzieś trafić – znowu należy pamiętać o uśmiechu i kontakcie wzrokowym. Historia z wczoraj, zaczepili mnie starsi państwo na spacerze, pytając co robię łażąc po polach, a nie po ścieżce (łapałem pokemona). Wywiązała się z tego miła, półgodzinna rozmowa.
To takie absolutne podstawy: nie bać się odezwać, umieć spojrzeć w oczy z uśmiechem, znajdować w sobie chęć do powiedzenia czegoś miłego. Mając to oraz wiedzę teoretyczną, można szukać okazji do spotkań. I tu przydają się hobby, o których mówiłem. Okazji jest naprawdę bardzo dużo. Co chwilę ktoś na facebooku organizuje spotkania, zloty. Wspominałem o ziołach. To bardzo dobry typ spotkania, na zwykłych „imprezach” często jest coś w rodzaju rywalizacji, mężczyźni zabiegają o względy kobiet, kobiety konkurują między sobą, atmosfera jest dość napięta i osoba nie mająca doświadczenia może czuć się tam po prostu wyobcowana. Zielarze chcą ze sobą po prostu rozmawiać, wymiana zdań z kobietą nie będzie traktowana jako próba podrywu, mężczyźni będą dużo rozmawiać z innymi mężczyznami nie konkurując o względy niewiast. Oczywiście zawsze, gdy zbierze się grupa ludzi kształtuje się coś w rodzaju hierarchii stada, ale w tym wypadku nie będzie to przeszkadzać. Są dziesiątki okazji do spotkań z różnymi ludźmi, ja na przykład hoduję ciekawe owady. Gdy nadmiernie się rozmnożą, daję ogłoszenia na lokalnych grupach, że rozdaję to robactwo, bierzta jak chceta. W tym wypadku zrozumiałe jest, że trzeba wyjaśnić jak to karmić, jak dbać, rozmowa będzie niejako wymuszona. Teraz mam nadmiar sadzonek papryczki, też muszę dać paru osobom, może znowu kogoś poznam ciekawego. Kilka fajnych osób poznałem jeżdżąc z nimi zwiedzać jaskinie i stare kopalnie. Jeśli ktoś zainteresuje się wspinaczką skałkową, zawsze znajdzie chętnego do wspólnego łażenia. Ten sport wymaga dwóch osób, jedna asekuruje. Osoby uczące się języków obcych regularnie umawiają się na spotkania, na których rozmawia się wyłącznie w tym języku (np „mówimy po hiszpańsku”). Jak ktoś jest uzdolniony muzycznie, co chwilę szuka się osób do wspólnej gry. Możliwości są nieskończone. Trzeba tylko wyłączyć komputer, wyjść z domu i znaleźć kilka nisz dla siebie.
No i najważniejsze, trzeba się zmuszać do przebywania z ludźmi. Jak najczęściej, jak najwięcej. Sam mam problemy z interakcjami. Dwa tygodnie temu spędziłem kilka dni z koleżanką wożąc ją po okolicznych zabytkach, tydzień temu z moją ex, łażąc z nią po górach. Regularnie biegam z sąsiadką, chociaż dla mnie to żaden trening mięśni, ale bardzo duży trening rozmowy.
Na koniec – jedna bardzo, baaaaaaaaaardzo ważna rzecz. Trzeba zniknąć ze wszelkich miejsc internetowych dla „odrzuconych”, z for i grup w rodzaju „chanów”, z tagu „przegryw” na wykopie. Człowiek jest w dużej mierze swoimi znajomymi. Zachowujemy się tak jak ludzie, którymi się otoczyliśmy. Jeśli nasza grupa znajomych, nawet wirtualnych będzie żyła w przeświadczeniu, że nic się nie może udać, że próby zmiany są pozbawione sensu, a co gorsza że to wina kogoś z zewnątrz, przejmiemy ten tryb myślenia, przenikniemy toksycznością, co będzie doskonale widoczne dla każdego normalnego człowieka. Trzeba jak ognia unikać wszelkich tego typu miejsc, unikać też idei które opierają się na negatywizmie, na przykład walki z grupami politycznymi. Nikt nie lubi „walczących” poza wąską grupą, która identyfikuje się z tymi ideami. Swego czasu straciłem kilkoro znajomych po tym, jak zacząłem zbyt mocno interesować się jednym z ruchów społecznych walczących z jedną z idei. Wystarczył też miesiąc przeglądania jednego z for fitness, gdzie jest bardzo dużo „odrzuconych”, bym stał się agresywny i niemiły, co zauważyli moi znajomi.
Link do witryny w całości poświęconej temu zagadnieniu:
Wersja anglojęzyczna tej podstrony:
https://anxiety.healthytreatment.org/social-anxiety-and-alienation/